Najwięcej zajęcia w Babichach miały pchacze
W niedzielę, 30 października w Babichach odbyła się ostatnia w tym sezonie impreza Parszywa Wrak Race. Całodniowy wyścig wraków przebiegał pod niewinnym hasłem: Którędy na Grunwald? Wyścig rozegrano pod honorowym patronatem burmistrza Rzgowa.
Rywalizacja po bezdrożach i wzniesieniach na prywatnym polu w Babichach rozpoczęła się od godz. 10, kiedy to ruszyła I runda grupy A. Trzy dotychczasowe edycje wyścigu wraków w Babichach odbywały się po lodzie zakrytym śniegiem, w upały, gdy pojazdy wzniecały burzę piaskową, a także podczas uciążliwych opadów deszczu, gdy pogoda zmusiła do jazdy po bezdrożach w głębokim, dobrze wylasowanym błocie.
Tej niedzieli obserwowaliśmy naprawdę ekstremalne warunki. Po wielogodzinnych opadach deszczu, trasa już po pierwszym okrążeniu natychmiast pokryła się głębokim błotem, a przejazd przez bajoro i podjazd pod górkę zapierały dech w piersiach. Organizatorzy podstawili kilka pchaczy z napędem na cztery koła i z charakterystycznymi oponami, chroniącymi przednie zderzaki. Wypychały one co chwilę wraki buksujące lub wręcz unieruchomione w błocie. Jasnofioletowy frankensztajn dokonał żywota pod samym wzniesieniem. Przez parę minut inne załogi próbowały go wymijać jadąc poboczami. Dopiera interwencja pchacza udrożniła drogę pod górę. Poobijane i poodkształcane na wyścigach wehikuły tańczyły w błocie jak po lodzie.
Kto gościł na imprezie po raz pierwszy dziwił się z powodu obecności aż kilkudziesięciu lawet. Po kolejnych etapach coraz więcej pojazdów odmawiało posłuszeństwa wskutek m.in. przedostania się błota i brudnej wody do newralgicznych części pod maską. Zawodnicy nie oszczędzali również siebie. Na trasie widzieliśmy samochód całkowicie pozbawiony szyb...
Na zakończenie zmagań, Mateusz Kamiński, burmistrz Rzgowa uhonorował pucharami najlepsze załogi w tej imprezie.
Tekst i fot. Włodzimierz Kupisz
Tej niedzieli obserwowaliśmy naprawdę ekstremalne warunki. Po wielogodzinnych opadach deszczu, trasa już po pierwszym okrążeniu natychmiast pokryła się głębokim błotem, a przejazd przez bajoro i podjazd pod górkę zapierały dech w piersiach. Organizatorzy podstawili kilka pchaczy z napędem na cztery koła i z charakterystycznymi oponami, chroniącymi przednie zderzaki. Wypychały one co chwilę wraki buksujące lub wręcz unieruchomione w błocie. Jasnofioletowy frankensztajn dokonał żywota pod samym wzniesieniem. Przez parę minut inne załogi próbowały go wymijać jadąc poboczami. Dopiera interwencja pchacza udrożniła drogę pod górę. Poobijane i poodkształcane na wyścigach wehikuły tańczyły w błocie jak po lodzie.
Kto gościł na imprezie po raz pierwszy dziwił się z powodu obecności aż kilkudziesięciu lawet. Po kolejnych etapach coraz więcej pojazdów odmawiało posłuszeństwa wskutek m.in. przedostania się błota i brudnej wody do newralgicznych części pod maską. Zawodnicy nie oszczędzali również siebie. Na trasie widzieliśmy samochód całkowicie pozbawiony szyb...
Na zakończenie zmagań, Mateusz Kamiński, burmistrz Rzgowa uhonorował pucharami najlepsze załogi w tej imprezie.
Tekst i fot. Włodzimierz Kupisz