Świętowały na łapach i na nogach
4 października obchodzony był Światowy Dzień Zwierząt. Pracownicy Urzędu Miejskiego i mieszkańcy gminy Rzgów często angażują się w ratowanie bezdomnych, wyrzuconych z gniazda czy okaleczonych stworzeń.
Urzędnicy nie zostawili bez pomocy łabędzia zaplątanego w linię energetyczną przy stawie w Kalinku. Ptak trafił najpierw do kliniki weterynaryjnej, a potem do Osady Leśnej w Kole.
W Czyżeminku pani Alicja znalazła porzucone przez matkę trzy małe wiewiórki. Ponieważ nie wiedziała jak je karmić i w związku ze zbliżającym się wyjazdem do sanatorium, zawiadomiła urząd o rudych sierotkach. Niebywale ruchliwe sierotki zostały odwiezione do Osady Leśnej Koło, gdzie zyskały fachową opiekę.
Urzędnicy nie zostawili bez pomocy łabędzia zaplątanego w linie energetyczną przy stawie w Kalinku. Ptak trafił najpierw do kliniki weterynaryjnej, a potem do Osady Leśnej w Kole.
Pasażerka autobusu zgłosiła w ratuszu bociana, który wypadł z gniazda w okolicach strażnicy OSP w Kalinku. Ptak był nielotem, ale pan Mariusz z urzędu wraz z koleżanką złapali bociana dopiero po kilometrowym tropieniu. Gdy dotarli do pola kukurydzy, bocian się zmęczył i miał ograniczoną swobodę dalszej ucieczki. W wysokiej kukurydzy ptak nie mógł rozwinąć skrzydeł i został zaniesiony do auta, gdzie został delikatnie unieruchomiony. Nie wiedział, że ludzie mają dobre intencje i wiozą go do ostoi bezradnych, dzikich zwierząt w Kole. Dlatego przez całą drogę żałośnie klekotał.
Włodzimierz Kupisz
Fot. Krzysztof Klimek, Fot. wiewiórki PAP/Marcin Bielecki
W Czyżeminku pani Alicja znalazła porzucone przez matkę trzy małe wiewiórki. Ponieważ nie wiedziała jak je karmić i w związku ze zbliżającym się wyjazdem do sanatorium, zawiadomiła urząd o rudych sierotkach. Niebywale ruchliwe sierotki zostały odwiezione do Osady Leśnej Koło, gdzie zyskały fachową opiekę.
Urzędnicy nie zostawili bez pomocy łabędzia zaplątanego w linie energetyczną przy stawie w Kalinku. Ptak trafił najpierw do kliniki weterynaryjnej, a potem do Osady Leśnej w Kole.
Pasażerka autobusu zgłosiła w ratuszu bociana, który wypadł z gniazda w okolicach strażnicy OSP w Kalinku. Ptak był nielotem, ale pan Mariusz z urzędu wraz z koleżanką złapali bociana dopiero po kilometrowym tropieniu. Gdy dotarli do pola kukurydzy, bocian się zmęczył i miał ograniczoną swobodę dalszej ucieczki. W wysokiej kukurydzy ptak nie mógł rozwinąć skrzydeł i został zaniesiony do auta, gdzie został delikatnie unieruchomiony. Nie wiedział, że ludzie mają dobre intencje i wiozą go do ostoi bezradnych, dzikich zwierząt w Kole. Dlatego przez całą drogę żałośnie klekotał.
Włodzimierz Kupisz
Fot. Krzysztof Klimek, Fot. wiewiórki PAP/Marcin Bielecki